" Konfrontacja dwóch najważniejszych dla mnie ludzi.
Do tego kiedyś musiało dość. "
- Super że zauważyłeś, bo przeszkadzasz cholernie. - Mruknął chłodno Scott, splatając ręce na piersi. Stanął jeszcze bliżej mnie, o ile było to możliwe. Nie mogłam wyjść z szoku. Ray tyle co wrócił i mnie szukał. Właśnie mnie. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Ray spojrzał na Scotta morderczym wzrokiem. Co ja miałam zrobić? Zależało mi na nich obu. I to strasznie. Sytuacja podbramkowa. Bez ani jednego dobrego wyjścia. Nie można było tego rozwiązać bez ranienia kogokolwiek. Zauważyłam, że Ray znacząco uniósł brwi. Przeniósł wzrok na mnie i widać było, że twarz mu złagodniała. A więc tak na niego działam? Naprawdę miło to wiedzieć. Przegryzłam lekko wargę. Byłam rozdarta. Właśnie naprzeciwko stało dwóch mężczyzn, których naprawdę kochałam. I nienawidzili się... wróć, nienawiść to za mało powiedziane.
- To już znikam, spokojnie wracajcie sobie do... hm, co wy tam robiliście - Warknął i przewrócił oczami, po czym szybko odwrócił się by odejść. Patrzyłam na to wszystko przerażona i wręcz oniemiała.Mój boże...
- To będzie pierwsza i jedyna mądra rzecz, jaką zrobisz w swoim żałosnym życiu - Rzucił leniwie Scott.
Ray zmierzył blondyna krótkim, ale morderczym wzorkiem który mówił wszystko. Po dłuższej chwili przeniósł wzrok na mnie, pokręcił szybko głową - stwierdzając, że nie warto - i pobiegł przed siebie.
Spojrzałam błagalnie na Scotta, wyartykułowałam bezgłośne 'Przepraszam', spojrzałam jak Scott ze zrozumieniem kiwa głową, uśmiechając się lekko. Nie gniewał się i rozumiał to, że jednak było mi źle z tym, że mój najlepszy przyjaciel jest na mnie zły. Mrugnęłam parokrotnie, próbując zrozumieć co się właśnie dzieje, bo nie wszystko do mnie docierało i szybko wybiegłam zaraz za czarnowłosym chłopakiem.
Scott zachował się bardzo w porządku, skoro nie ma do mnie pretensji za to, że poszłam za Rayem.
- Ray! - Krzyknęłam, doganiając go wreszcie. Złapałam go za ramię. Spojrzał na mnie wyraźnie zdziwiony.
- Idź co Scotta. - Odparł w końcu - Byliście bardzo zajęci. A ja głupi łaziłem bez celu i szukałem cię. - Uciął - Wiesz dlaczego? Bo się o ciebie martwiłem - Wydusił z siebie w końcu - Widocznie nie powinienem.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Widać było, że poczuł się zraniony. Co mogłam na to poradzić? Kochałam ich obu - i teraz byłam tego pewna. Nie bałam się tego powiedzieć. Czułam się jednak potwornie. Czego nie zrobię, jednego z nich ranię. No po prostu o takim czymś marzyłam. Sytuacja rodem jak z tych kiczowatych i niszowych książek dla małolat w których praktycznie co wieczór zaczytywała się moja młodsza siostra Tabitha, tylko teraz ta historia przestała wydawać mi się tak zabawna jak przedtem.Do tego musiało dojść.
- Chcę być tu teraz z tobą.- Odpowiedziałam mu po chwili ściszonym głosem - Tęskniłam. Wiesz o tym?
- Nie było tego widać jeszcze jakieś dziesięć minut temu, kiedy... wy...- Stwierdził, uśmiechając się cierpko.
Miałam ochotę na niego nakrzyczeć albo przynajmniej przewrócić oczami. Co się z tobą dzieje, Ray? Zachowujesz się zupełnie nie jak ty. Zmieniłeś się? Żebym się tylko miliła... Okay, rozumiem wszystko. Mógł nie być zadowolony z tego że znalazł mnie ze Scottem, i miał prawo być na mnie zły. Ale wypominanie mi tego na każdym kroku to był zdecydowany cios poniżej pasa. Prychnęłam, mocno już zirytowana.
- Jesteś zazdrosny? -Spytałam łagodniej. Usiedliśmy razem nad jamą,słuchając gwałtownego szumu wody. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Byłam ciekawa, co teraz robił Scott. Co ze mną było nie tak, że będąc z jednym z nich nie potrafiłam nie myśleć o tym drugim?Ze mną na prawdę było już bardzo źle.
- O ciebie nie da się nie być zazdrosnym. - Uśmiechnął się łagodnie, zakładając mi za ucho niesforny kosmyk. Mimowolnie odwzajemniłam uśmiech. - Jesteś niesamowita. Wyjątkowa. Inna niż wszyscy.
Ha, nawet nie widział jakie trafne było to co powiedział. Mój mózg nie działa tak jak mózgi normalnych, przeciętnych osób. Jak wszystkich. Ja jestem niezgodna. Jestem kimś... hm, Ray dobrze tu ujął. Kimś wyjątkowym. Jestem i erudytka, i nieustraszoną, i altruistką. Pasuję do trzech frakcji. Byłam inna. Nietypowa. Aż chciałam się roześmiać gorzko. Chociaż nie ufałam sobie na tyle by wiedzieć, że się nie rozpłaczę. To, co się dzieje z Rayem to jedna sprawa. Ale co do jasnej cholery dzieje się ze mną? Co jest ze mną nie tak? Większość dziewczyn uważa się za szczęściary jeśli znajdzie jedną osobę którą kochają i która odwzajemnia ich uczucia. Ja znalazłam takie dwie, a narzekałam. No cóż, ale niby co innego miałam zrobić - nie chciałam zranić żadnego z nich.Przegryzłam ze zdenerwowania wargę. Dość mocno.
- Wiesz, ja... no cóż. - Westchnął, spoglądając mi w oczy. Jego były głęboko brązowe. Jak czekolada. - ...chyba cię kocham. - Musnął dłonią mój policzek, ale zaraz odsunął się ode mnie - Oczywiście do niczego nie mogę cię zmuszać. Nie może być zawsze tak, że wyznajemy komuś nasze uczucia i ta osoba magicznie zaczyna czuć to samo. Ty możesz nic nie czuć i ja to rozumiem - Powiedział, wbijając wzrok w ziemię. Nie zmienił się - pomyślałam z ponurą satysfakcją. A przynajmniej nie tak bardzo jak się obawiałam. To jeszcze jest mój Ray, którego pamiętam. Ten, którego... na którym mi zależy. Ale ja naprawdę Cię kocham, Ray. - to pragnę mu wykrzyczeć.Bo to prawda. Jesteś dla mnie najważniejszy - oto to, czego mu nie powiem.
- Zależy mi na tobie. I nie chcę cię ranić... Nie chcę ranić żadnego z was. - Oto jest to, co mu mówię. Wiem, że prawdopodobnie wybrałam najgorszą z opcji. Szczerze mówiąc... powiedziałabym to jeszcze raz. Oczy Raya zabłysnęły tajemniczo. Byłam diabelnie ciekawa, o czym ten chłopak myślał w tym momencie. Po dłuższej chwili spojrzał jednak na mnie przelotnie, po czym przewrócił lekko oczami zirytowany.
- Oczywiście, bo rzecz jasna na Scottcie też bardzo ci zależy, prawda? - Mruknął w końcu po cichu.
Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Zamrugałam dwukrotnie. Nie potrafię okłamać Raya., chociaż żadna ze mnie prawa, ani też nie chciałam go ranić mówieniem mu tak bezpośredniej prawdy. No cholera....
- Znam odpowiedź. Nie musisz mówić. - Dokończył w końcu. - Musisz sie zdecydować, Willow.
Naprawdę ci dziękuje bardzo za poinformowanie mnie o tym, że żaden z was nie ma zbytniej ochoty czekać - pomyślałam lekko ironicznie, czując w gardle ucisk - Zupełnie, jakbym o tym nie wiedziała.Zamknęłam oczy kiwając głową. - Pamiętaj jednak że ja zawsze będę na ciebie czekać - Musnął wargami mój policzek.
- Zawsze to naprawdę długi okres czasu. - Zaczęłam niepewnie, widząc w jego oczach rozbawienie.
- Ależ ja jestem tego całkiem świadomy. - Pogłaskał wierzchem dłoni mój policzek - Tylko o tym pamiętaj.
- W takim razie obiecuję że będę o tym pamiętać - Mruknęłam - Tyle mogę ci obiecać na pewno. Rozmawialiśmy potem o tym, jak mu się podobało podczas pracy. Czy było ciężko. W tym momencie poczułam, że nie widziałam go prawie wcale przez ostatni rok i zrobiło mi się naprawdę smutno. Pytałam go naprawdę o wiele rzeczy. Miałam sporo pytań. On w prawdzie mówiąc też. Czułam się jak dawniej. Czy poznał miłych ludzi. Czy tęsknił. Oraz o mniej ważnych, błahych sprawach. Ray pytał się też o moją rodzinę, i też o swoją - no cóż, odwiedzałam ich z dwa razy podczas jego nieobecności. Kiedy opowiadałam mu o tym, że Matt rośnie jak na drożdżach i że wydaje mi się mądrzejszy z dnia na dzień, tak samo jak Tabitha z dnia na dzień pięknieje aż poczułam łzy w oczach. To dopiero piąty dzień. Jeszcze będzie takich dwadzieścia pięć. Muszę wziąć się w garść i być silniejsza. Moja słabość nikomu nie wyjdzie na dobre. Nie może.
Podniósł się sprawnie, praktycznie jednym ruchem, po czym podał mi rękę. Zaproponował mi że z nieukrywaną chęcią odprowadzi mnie pod wspólną sypialnie nieustraszonych nowicjuszów i się przywita. Włożyłam ręce do kieszeni i z uśmiechem podziękowałam mu za asystę .Nie miałam ochoty iść sama. Szliśmy chwilę przez ciemny las, nie zwracałam zbytniej uwagi na drogę. Byłam zbyt zdenerwowana dzisiejszym dniem. Nawet nie czułam tego, że nie jadłam kolacji. Naprawdę nie byłam głodna. Przyglądałam się niby niedbale, ale misternie ułożonym czarnym włosom Raya. Jego śniadej cerze. Brązowym oczom. Mocniej zabiło mi serce. Byłam szczęśliwa w jego towarzystwie a jednocześnie cały czas myślałam o Scottcie. Czułam, że nie zachowałam się w porządku wobec niego, ale on nie wydawał się być zły.
Nie rozumiałam zachowania Scotta. Ale to jest Scott - jego naprawdę mało kto naprawdę rozumiał. Znaczy, sądzę że na pewno rozumie go Felic. No i pewnie Faith też odrobinę go rozumie. No i Jeyne trochę.
- Jesteśmy na miejscu. - Szepnął po chwili. Faktycznie, znajdowaliśmy się już prawie obok sypialni. Popchnęłam ciężkie drzwi i weszliśmy się przywitać, na co wszyscy zareagowali entuzjastycznie - tęsknili za Rayem. Uśmiechom i rozmowom nie było końca naprawdę długo. Ray postanowił przekimać dzisiaj u nas. W końcu byliśmy nieustraszonymi. Zasady mieliśmy daleko w tylnej części ciała. Więc siedział oparty o ramę łózka i rozmawiał z przyjaciółmi. A ja tylko zerkałam na Scotta kątem oka, dopóki nie zasnęłam. W jego oczach zobaczyłam tylko pustkę. || JEZUS NAWET SOBIE KOCHANI NIE WYOBRAŻACIE JAKIE TO BYŁO TRUDNE. NIE WIEDZIAŁAM W OGÓLE JAK TEN ROZDZIAŁ NAPISAĆ I GDYBY NIE KOTEK , TOWARZYSTWO PSIAKÓW I WSPARCIE MOICH NAJUKOCHAŃSZYCH CZYTELNICZEK NIGDY BYM TEGO ROZDZIAŁU NIE SKOŃCZYŁA. DZĘKUJE WIKTORII, DOROCIE, KAMILI. JESTEŚCIE NAJLEPSZE. WYJĄTKOWE. UWIELBIAM WAS I JESTEM WAM NAPRAWDĘ WDZIĘCZNA ZA TO CO ROBICIE. BO CZYTACIE... I DZIWIĘ SIĘ ŻE WAM SIĘ TO PODOBA. DZIĘKUJE RÓWNIEŻ MOIM ZWIERZAKOM - ROZUMIEM JAKIE TO CIERPIENIE NIE IŚĆ NIE SPACER BO PANI PISZE KOLEJNY ROZDZIAŁ :C NO I RODZICOM ZA OGÓLNE WSPARCIE PRZY MOJEJ BLOKADZIE. TEN ROZDZIAŁ PISAŁO MI SIĘ CHYBA NAJCIĘŻEJ EVER. KOLEJNY POWINIEN POJAWIĆ SIĘ GDZIEŚ POCZĄTKIEM MARCA. POZDRAWIAM.
CUDO *.* CUDO *.* CUDO *.*
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny rozdział!
Kiepsko się pisało to i wyszedł kiepski (:
OdpowiedzUsuńNie mniej miło mi że komuś się podoba.
Wspaniały rozdział jak zwykle <3
OdpowiedzUsuńRay <3 Jaki on słodki :D
Pisz szybciej ;**
/W