czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział XII


 " To przyjaciele kształtują to, kim jesteśmy. Dają nam poczucie bezpieczeństwa. "

Kiedy tatuaż Astrid jest już gotowy, a Thomas jest w trakcie bandażowania go, by w spokoju się goił, zmrużyłam oczy. Tatuowanie trwało dłuższy czas, podczas którego starałyśmy się wspierać naszą przyjaciółkę, lecz ona starała się sprawiać wrażenie 'wyluzowanej' i uparcie twierdziła, że nie potrzebuje naszego wsparcia ani pomocy, tylko prosi nas o obecność tutaj. Kiedy było już po wszystkim, uśmiechnęłam się krzepiąco, a Astrid odpowiedziała wdzięcznym uśmiechem, wstając chwiejnie ze swojego miejsca.
 - Za dwie godziny zdejmij bandaż, powinnaś dać skórze pooddychać - Thomas tłumaczył wszystko od postaw. Miał naprawdę miły, cichy głos i kojący uśmiech. Zastanawiająco miły jak na nieustraszonego. Na jego ciele było widać wiele tatuaży i kolczyków - więc przynajmniej wyglądem pasował do naszej frakcji. 
Kiedy Astrid załatwiła już wszystko, co powinna zrobić wyszłyśmy (już i tak z lekka spóźnione) na spotkanie z chłopcami, którzy mieli na nas czekać niedaleko jamy, w naszym ulubionym miejscu. Gdy powoli zbliżałyśmy się do umówionego miejsca, wyraźnie zauważyłam ich zirytowane miny - widocznie musieli czekać na nas już od dłuższego czasu. Jednak gdy tylko Felic zobaczył Astrid, jego spojrzenie złagodniało... nie dałabym głowy, lecz wydaje mi się że Scott zareagował... podobnie? na mój widok. Ale prawdopodobnie tylko mi się wydawało, przesadzałam - i to wszystko przez to, że dziewczyny zwróciły moją uwagę na to, że Scott 'nie widzi świata poza mną'... no cóż, jeden z przystojniejszych chłopców z naszej frakcji, do którego wzdychała większość dziewczyn miałby zainteresować się mną... bardziej niż zwykłą przyjaciółką? Okay, zawsze byliśmy blisko i naprawdę go lubiłam... może nawet bardziej niż kumpla czy przyjaciela - ale nie chciałabym psuć naszej relacji. Na pewno nie w trakcie nowicjatu. Dlaczego do jasnej choroby to wszystko musi być takie skomplikowane? I jeszcze na dodatek Ray...  uch. 
- Cześć, dziewczyny - Mruknął cicho opierający się nonszalancko Scott, puszczając co nas oczko.
- Kiedy możesz ściągnąć bandaż, 'Rid? - Zapytał z wielkim zainteresowaniem Felic. - Boli cię? - W tym momencie widocznie się zmartwił. No tak, przecież ta dwójka już praktycznie była razem. 
- Rid? - Jeyne zaśmiała się pod nosem, parskając cicho  - Poważnie? Rid?! Mogłeś się bardziej postarać
- Em, swoją dziewczynę mogę nazywać chyba jakkolwiek chcę, prawda? - Uśmiechnął się wesoło.
Felic pierwszy raz nazwał Astrid swoją dziewczyną! To swego rodzaju przełom! - pomyślałam szybko, uśmiechając się mimowolnie, kiedy widziałam jak twarz Astrid czerwienieje, prawdopodobnie pomyślała o tym samym co ja. Scott spojrzał na zegarek, po czym zmarszczył lekko brwi, przenosząc na nas wzrok. 
- Jeżeli ktoś jest głodny, radzę się zbierać. Zaraz będzie kolacja - A że wszystkim nam co całym dniu burczało w brzuchach, bez słowa wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę naszej stołówko/jadalni - jakkolwiek to nazwać.Sama nie wiedziałam na co mam ochotę ... jednak miałam nadzieję zobaczyć moją rodzinę. Po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że ostatnio przy posiłku ich nie widziałam. Może w jakiś sposób ich przeoczyłam. Na następnych zajęciach mamy strzelać z pistoletu... normalnie skaczę z radości na samą wieść o tym. W swoim zamyśleniu sama nie zauważyłam, kiedy doszliśmy do naszego stolika. Zauważyłam, że byłam tak zamyślona że praktycznie nie zwracałam uwagi na to co jem, tylko spoglądałam kątem oka na stolik mojej rodziny. Na całe szczęście siedzieli tam, i to w komplecie. Rozpromieniona Tabitha szczebiotała, opowiadając o czymś wszystkim przy stole. Matt stanowczo odmawiał jedzenia jak on to określił ( i dało się to słyszeć aż przy naszym stoliku - tak, mój kochany braciszek ma bardzo donośny głosik a my nie siedzieliśmy znowu tak daleko od mojej rodziny) "paskudnego ohydztwa" - mina naszej mamy była naprawdę bezcenna, lecz dalej (trzeba jej to przyznać) naprawdę dzielnie próbowała wmusić w Młodego trochę pożywnej papki warzywnej zupełnie bez smaku, i w końcu przystała na to, żeby zjadł kawałek pizzy - i z tego co zauważyłam, zgodziła się tylko z powodu interwencji taty, który po prostu podał chłopcu pizzę.
Uśmiechnęłam się. Miło będzie porozmawiać z rodzicami i pierwszy raz być traktowana jak osoba dorosła. Chociaż w sumie nie wydaje mi się, bym była traktowana jak dziecko od czasu, kiedy zajęłam się Mattem podczas choroby mamy. Tabitha nagle zauważyła mnie, ponieważ dotychczas nie odrywała wzorku od Nirana siedzącego obok niej - widocznie Tabitha była w trakcie przedstawiania go rodzicom, i aż zauważyłam jak zaświeciły jej się oczy, kiedy uśmiechała sie do mnie, zdenerwowana. Uśmiechnęłam się krzepiąco, chcąc w jakiś sposób pomóc jej i dodać otuchy. Na prawdę gdzieś we mnie siedzi ukryta altruistka. Chociaż, przenosząc wzrok na bandę Chrisa, przestaję mieć te pewność. Altruiści są w stanie oddać życie nawet za największego wroga, a ja z uśmiechem zepchnęłabym tych debili z jakiejś skarpy (najlepiej tej w jamie!) bez żadnych wyrzutów sumienia, a wręcz z głupim poczuciem dumy z siebie. Irytuje mnie chociażby patrzenie na ich roześmiane chamsko gęby. Dość nerwów już napsuli nam wszystkim. Chyba jestem po prostu sobą - jednocześnie altruistką, nieustraszoną i erudytką. Po prostu jestem niezgodna. 
- Jutro będziemy uczyć się strzelać z pistoletu. Świetna zabawa - Rzuciła ironicznie Faith, lekko zirytowana. 
- Nooo, ciekawe jak nam to pójdzie. Mam nadzieję że oczywiście, w pełni niechcący postrzelimy łep temu debilowi Chrisowi- Mruknął Scott ze zwykłą dla siebie zapalczywością, akcentując słowo 'niechący' zbyt mocno Gdy wszyscy skończyliśmy jeść,  praktycznie w jednym momencie wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę naszych sypialni, puki jeszcze banda Chrisa nie skończyła jeść - chcieliśmy w spokoju pogadać i między innymi przebrać się nie narażając się na ich pełne pogardy spojrzenia. Jestem ciekawa co oni tak długo robili poza naszą wspólną sypialnią, bo zwykle wracali kiedy my już spaliśmy, a siedzimy zwykle naprawdę długo, bo potrafimy zasnąć dopiero o trzeciej nad ranem. Zastanawiające... muszę kiedyś sprawdzić gdzie oni łażą. Kiedyś zakradnę się za nimi wieczorem i się przekonam... tak naprawdę nie powinno mnie to interesować, ale jako dziewczyna ze skłonnościami na erudytkę  zawsze byłam bardzo ciekawska. Gdy byliśmy już w specjalnie przydzielonej nam sypialni - o ile można tak nazwać pusty pokój z dziesięcioma łóżkami. Rozmawialiśmy chwilę o strzelaniu pistoletami, jutrzejszym dniu i o planach po nowicjacie, Astrid zasnęła oparta o Felica, potem odpadła Faith. Koło pierwszej w nocy zasnął Felic, za to ja i Scott dyskutowaliśmy praktycznie o wszystkim i o niczym do trzeciej nad ranem, dopóki nie padaliśmy ze zmęczenia, resztkami świadomości zarejestrowałam fakt, że Chris wchodził do sypialni.

1 komentarz:

  1. Cudowne, uwielbiam Twoje opowiadanie. Nie mogę się doczekać, co będzie dalej. :D

    OdpowiedzUsuń