|| Czasem trzeba sobie radzić.
Radzić sobie - samemu ||
Nas
wolny czas mija, i każdy z nas głośno narzekając powoli udaje się do
sali treningowej, gdzie Lauren już na nas czeka, wyraźnie lekko
zniecierpliwiona naszym ślamazarstwem. Uświadamiam sobie, że wszyscy
grają na zwłokę, aby tylko jak najdłużej przeciągnąć te ostatnie wolne
chwile. Po
przerwie kolejny raz mieliśmy rzucać nożami, rzekomo żeby dopracować
naszą technikę, jako że każdy z nas jako tako już rzucał po tej godzinie
wstępnego treningu. Lauren po raz kolejny tłumaczy nam wszystkim jak
rzucać i co trzeba robić, co zajmuje jej nie więcej niż najwyżej
paręnaście minut. Ogranicza się do krótkiego przemówienia oraz bardzo
szybkiej prezentacji - tak samo jak poprzednio, przed godziną. Po raz
drugi dzisiaj podeszłam i wzięłam pierwsze z
brzegu ostrze, i ustawiłam się na pierwszym lepszym miejscu, między
Faith a Jeyne. Uchm. Spojrzałam na Scotta, który stał niedaleko.
Mrugnął, i znowu - tym razem z odległości - pokazał mi odpowiednie do
rzucania nożem ustawienie ręki. Uśmiechnęłam się w duchu, i powtórzyłam
jego ruchy. Spróbowałam rzucić, i wyszło mi to nie najgorzej - mój nóż
wcale nie upadł tak bardzo daleko od celu.
Przesuwam spojrzeniem po sali. Lauren komentuje każdego z nowicjuszy -
Chwali Chrisa za jego perfekcyjną wręcz technikę, co mnie irytuje, lecz
czuję ponurą satysfakcję gdy ruga Grace za nie uważanie i zupełne nie
słuchanie jej, i Jasona za jego głupotę. Lauren zrezygnowana tłumaczy im
jeszcze raz, co mają zrobić, wyraźnie załamana. No cóż. Astrid i Faith
radzą sobie nieźle - dokładnie tak skomentowała to nasza
trenerka. Jeyne idzie odrobinę gorzej, lecz Lauren delikatnie poprawia
jej ustawienie ręki, Felicowi jednak idzie zupełnie źle. Lauren jest
jeszcze daleko... powinnam podejść i mu pomóc. Powinnam, powinnam,
powinnam. A więc wzdycham z rezygnacją, ostrożnie zbliżam się do mojego
rudego przyjaciela, i wręcz łopatologicznie tłumaczę mu, co powinien
zrobić. Twarz chłopaka tężeje, kiedy próbuje rzucić zgodnie z moimi
wskazówkami. Uśmiecham się z nieukrywaną dumą i satysfakcją - że dobrze wykonałam swoje zdanie, bo tym razem rzucony przez mojego przyjaciela nóż przynajmniej ląduje na
tarczy.
- Dzięki - Mrukną szybko Felic, podejrzliwie spoglądając na Lauren, odwróconą do nas plecami.
- Nie ma za co - Uśmiecham się lekko - Hej, mnie też ktoś pomógł - Chcę mu to wytłumaczyć
- Scott to prawdziwy geniusz w rzucaniu nożem.- Rumienię się na samą
myśl tego, jak Scott mi pomógł przed godziną
- objął mnie od tyłu, sam poprawiając ustawienie mojej ręki, rumienię
się i muszę przyznać Felicowi, że zachował się naprawdę w porządku,
udając że tych rumieńców najzwyczajniej w świecie nie widzi. Słyszę, że
Jeyne nie ma najlepszej techniki, ale przynajmniej jakoś daje radę. A
Faith idzie naprawdę dobrze. Kiedy
nasza trenerka podchodzi do mnie, chwali mnie nawet - co bez wątpienia
było zasługą Scotta i pomocy, którą mi ofiarował, ale oczywiście nie
obywa się bez kilku drobnych poprawek. Marszczę czoło, i próbuję rzucić
kolejny raz. Uświadamiam sobie, że trafiłam perfekcyjnie w cel. Unoszę
brwi, uszczęśliwiona. Odwracam się, i widzę odchodzącą
Lauren... i Scotta, opierającego się o ścianę.
-
Widzę że moja szkoła daje efekty. No cóż. Gratuluje, mała - Mruknął
zawadiacko, podchodząc bliżej, zgrabnie znikając z pola rzucania, by nie
zostać przypadkowo trafionym nożem. Uśmiecham się, lekko zirytowana,
widząc jego ręce splecione w bardzo nonszalanckim geście. Mrugnął do
mnie trochę arogancko.
- Że ty niby
taki duży, co? - Warknęłam, trochę ostrzej niż zamierzałam. No ale
trudno już. Pewnie zdenerwowałam się tym bardziej niż powinnam, ale nie
obchodzi mnie to - Ja nie jestem mała. Mała to może być twoja... -
Zaczynam, ale przerywam widząc reakcje mojego rozmówcy - Scott uniósł
brwi, wyraźnie szalenie rozbawiony. Potrząsnął lekko głową oraz spojrzał
na mnie swoimi niesamowicie zielonymi oczami.
-
To jak mam do ciebie mówić, skoro ty jesteś mała?. - Uśmiechnął się,
ukazując swoje białe zęby. No cóż, jestem drobna i niższa od niego, co
nie oznacza że musi tak o mnie mówić. Kiedy jednak znika mi z pola
widzenia irytacja ustępuje miejsca rozbawieniu. Uśmiecham się mimowolnie, nawet tego nie zauważając.
Rzucamy
jeszcze tak przez chwilę, słuchając komentarzy Lauren na temat każdego
naszego ruchu. Jestem niesamowicie szczęśliwa z powodu, że jest z nami
Lauren, a nie jest to Erie. Współczuje transferom z innych frakcji,
którzy trafili pod pieczę tegoż przywódcy nieustraszonych. Zastanawiam
się przez chwilę, co chcę robić po zakończeniu nowicjatu. Astrid na
pewno będzie chciała pomagać w naszym prowizorycznym szpitalu. Chris i
Grace będą chcieli zostać przywódcami nieustraszonych, a przynajmniej na
tych kandydować. Felic pewnie chciałby tatuować ludzi. Faith... pewnie pomagałby przy komputerach, w pracach technicznych. Mimo wszystko
zawsze był w tym dobra. Scott pewnie chciałby patrolować płot. A ja...
mogłabym robić to, co Lauren. Uczyć nowicjuszy - i straszyć ich na śmierć myślę
ze śmiechem, uświadamiając sobie że to przecież prawda. My, którzy
urodziliśmy się w tej frakcji podchodzimy do tego z większym dystansem, a
i tak jesteśmy zdenerwowani i lekko wystraszeni. Boję się pomyśleć co
myślą transfery pod opieką Erie'go. No cóż, facet nie sprawia wrażenia sympatycznego.
Ani nawet miłego.Na zastanowienie się, co chciałabym robić, mam czas -
praktycznie cały miesiąc. Wiem, że teraz muszę zadbać tylko o to, żeby
być jak najwyżej w rankingu, żeby nie zostać bezfrakcyjną, i dostać
jakąś dobrą posadę, kiedy już zakończymy swój nowicjat. Im wyżej jesteś w
rankingu, na tym lepszą pracę masz szansę. Ray był... chyba czwarty. I tak zawsze twierdził, że chciałby patrolować płot. Udało mu się to... i cieszę się z tego. Naprawdę. Jestem pogrążona w rozmyślaniach, więc nie zwracam większej uwagi na otoczenie. Czas leci naprawdę szybko. sama nawet nie zauważam kiedy mija kolejna godzina naszych ćwiczeń. a Lauren każe nam odłożyć noże i uśmiechnięta od ucha do ucha, lekkim tonem mówi, że możemy robić co zechcemy, ponieważ po rzucaniu nożami mamy resztę dnia wolnego.
Chłopaki - Felic i Scott - postanawiają przejść się, by załatwić jakąś
sprawę która szczerze mówiąc wydaje się szalenie nudna. Uśmiecham się,
widząc jak wylewnie Astrid żegna się z Felicem - uświadamiam sobie, że
są już parą. Chłopak obejmuje ją i mówi, że spotkają się wieczorem,
kiedy wszystko ogarnie. Kiedy znikają gdzieś w oddali, wraz z
dziewczynami stwierdzamy, że możemy sobie urządzić coś w rodzaju
babskiego dnia, które zawsze mnie irytowały - nigdy nie mogłam pozbyć
się wrażenia, że tam nie pasuję. Ale chyba potrzebuję odprężyć się i
uspokoić w ich towarzystwie. Naprawdę jest mi to potrzebne.Nie wiemy jednak, gdzie konkretnie chcemy się udać - ale postanawiamy, że zastanowimy się nad tym w drodze. Nad jamę nikt - żadna z nas - nie ma ochoty się udawać, ponieważ właśnie tam spędziłyśmy ostatnią wolną chwilę. Uśmiecham się, rozmawiając ze swoimi przyjaciółkami o błahych, nikogo naprawdę nie interesujących sprawach. Banda Chrisa właśnie przeszła obok nas, a chłopak niby to nie zauważając mnie, popycha mnie niby to przypadkiem, tak że muszę bardzo się postarać aby nie stracić równowagi. Patrzę na trójkę tych znienawidzonych przeze mnie ludzi, i bardzo żałuję że w tym momencie nie mam w ręce noża. Albo że nie potrafię zamrażać ludzi wzrokiem czy nie mam innej czadowej umiejętności tego rodzaju. Przydałaby się im porządna nauczka za lata upokarzania większości dzieciaków z nieustraszoności i traktowania wszystkich jak nic nie warte szumowiny, które zasługują ledwie na jego pogardę. A czasem nawet i na to nie. Nienawidzę ich.
Cudne *-*
OdpowiedzUsuń