sobota, 30 listopada 2013

Rozdział II.

 

||  Mój wybór. Moja decyzja

Dlaczego to takie trudne? ||

 

Wstaję o świcie, nasza kotka leży na łóżku mojej siostry. Ma śliczne futerko - długie i rude - myślę sobie. Paradoksalnie, wraz ze świtem wróciły moje wątpliwości i strach. Moje zdenerwowanie.  Tym razem to ja budzę Tabithę swoją krzątaniną. Jej burza jasnych włosów opada falami na zaspaną twarz. Wczoraj mało rozmawiałyśmy - byłam zbyt wstrząśnięta tym, co usłyszałam od Davida - bo tak nazywał się Erudyta przeprowadzający moją symulację.Jestem niezgodna.I nie można mnie kontrolować. Nie można.
- Jeszcze wcześnie - Moja młodsza siostrzyczka dalej ma zaspany głos, sprawdzając godzinę - Idę spać.
I zasnęła. Tak mi smutno, że nie mogę z nią o wszystkim porozmawiać. Lecz nie mogę o tym powiedzieć nikomu. Bo zginę. Niezgodność przeraża. Słyszałam o niej... ale tylko trochę. Istnieją wśród nas ludzie obdarzeni szczególną mocą. Jak bajka. Której jestem częścią. Szósta trzydzieści. Do jedenastej - chwili, w której będę musiała wybrać frakcje. Matriarchalnie wchodzę do pokoju dziecinnego, i zauważam że Matt już nie śpi. Mój słodki braciszek. Ma prawie trzy lata. Nie rozumie jeszcze wszystkiego.  Muszę mu wiele wytłumaczyć. Zdecydowanie będę musiała z nim porozmawiać. Zrobię to teraz. Uśmiecham się lekko
- Zabiorę cię na spacer. Przejdziemy się do jamy, chcesz? - Zaczęłam - Będzie super. Wszyscy jeszcze śpią, a my się dotlenimy - Szukam dla brata odpowiedniego ubrania. Znajduję coś i pomagam mu się przebrać.
- Super. Chodź już, 'Ow - Uśmiechnął się. - Willow - poprawiłam go szybko, uśmiechając się znowu
- Ow - powtarza malec z uporem godnym większej sprawy. Daję za wygraną... przyzwyczaiłam się już.
Gdy jesteśmy już poza domem, staram się jakoś zacząć rozmowę. Jak rozmawiać z trzylatkiem? Wszystko rozumiem, że jest wyjątkowo bystry jak na swój wiek, potrafi dość płynnie mówić i dobrze chodzić... ale on jest jeszcze mały. Zawsze go chroniłam. Bezinteresownie. - uświadomiłam sobie nagle, i zaśmiałam się zbyt gorzko. Może faktycznie pasuje aż do trzech frakcji? No cóż - test nie kłamał. Tego jestem aż zbyt pewna.
- Matt... wiesz, będę musiała na chwilę was opuścić - zaczynam lekko. Nawet jeżeli wybiorę moją frakcję - nieustraszoność - czeka mnie miesiąc Nowicjatu, który jest bardzo trudny. I można przez niego nie przejść. - Pamiętasz, że każdy, kiedy ma tyle lat co ja, musi wybrać swoją frakcje, prawda? - Dodaje po chwili.
- Pamiętam. My jesteśmy odważni. - Uśmiecha się - Ja też jestem odważny. Będę mieć tatuaże. Jak tata.
- Tak. Ale pamiętasz też, że można zmienić frakcje? - Kontynuuje dalej. Staram się, żeby zrozumiał.
- Pamiętam. 'Ow... ty ces nas zostawic... chces być w innej... flakcji? - Pyta się. Źle mnie zrozumiał. Sepleni trochę, to zdarza mu się już tylko wtedy, kiedy ponoszą go emocje. Chce go uspokoić. Ale i nie skłamię.
- Nie wiem, słoneczko. - Odpowiadam zgodnie z prawdą. Kiedyś byłam pewna. Teraz - gdy dowiedziałam się kim jestem - już nie. - Nawet jeżeli zostanę z wami, nie będzie mnie miesiąc. Będziesz tęsknić?
- Baldzo. - Odpowiada i przytula się do mnie. - Ale zostań z nami... Willow - Wypowiada moje imie z trudem, ale wypowiada. Pierwszy raz wypowiedział je poprawnie. Uśmiecham się. - Zostań. Prosze.
- Nic ci nie mogę obiecać. - Przegryzam wargę - Dokonam słusznego wyboru. Tego jestem pewna. Zbliża się siódma rano, i nasi rodzice zaraz zaczną się budzić do swoich obowiązków. Powinniśmy wracać.
- Kocham cię, siostro - Powiedział powoli i wyraźnie. dając mi całusa w policzek - I nie obchodzi mnie to, czy bedziesz mieszkać z nami czy nie. - Patrzy mi prosto w oczy, uśmiecha się czarująco. Unoszę brew.
Bystrzak. Niesamowicie mądry chłopak. Mimo jego deklaracji, że chce być jak tata... ma moją wrodzoną ciekawość świata. Moją cichą pasję do nauki, czytania. Którą skrzętnie ukrywałam. Erudyta - pomyślałam.
Nie jestem w stanie uwierzyć, że Matt ma tylko trzy lata. Młody dziadek. Odprowadzam go do domu. Sama idę spotkać się z Jeyne - moją towarzyszką od niepamiętnych czasów - od dzikich zabaw nad jamą. Pewnie od pieluch. Zawsze się przyjaźniłyśmy. To dla mnie naturalne. Jesteśmy do siebie podobne. Lecz inne.
- Co ci wyszło? - Pytam od niechcenia, jakby to nie było nic ważnego. Spoglądam na nią w milczeniu.
- Nie można o tym mówić. Ale... nieustraszoność - Powiedziała cicho - Nie dziwię się, czemu u nas, u  nieustraszonych próżno szukać psa. Nie dziwię się... na teście psy trochę dokopują, prawda?
- Och tak. - Żeby otrzymać nieustraszoność, musiała wziąć nóż i zabić psa. Czego ja nie zrobiłam. W końcu zrozumiałam, czemu moi rodzice nigdy nie pozwolili trzymać psa w domu.Nie dziwię im się, że woleli koty. Gdy sie rozstajemy, postanawiam wrócić do domu. Jeyne - śliczna blondynka o nienaturalnie wręcz jasnych włosach i ciemnych oczach idzie spotkać się z resztą 'naszej paczki'. Nie mam na to ochoty, tłumaczę więc jej, że bardzo się denerwuje tym testem i moim wyborem, i wolę wrócić do domu. Wzruszyła ramionami i poszła. Taka jest przyjaźń nieustraszonych - zwykle nie zadajemy pytań. Bo i po co? Powinniśmy być odważni, każdy jest dumny i sam chce poradzić sobie z tym, co go trapi. To my... nie, to oni. Hm. Patrzę na zegarek. Jest jeszcze wcześnie. Wracam do siebie. I porozmawiam z rodziną... chociaż nie wiem jak.Gdy jestem już na miejscu, wita mnie entuzjastycznie mama. I tata. Gdy się schyla, widać mu tatuaż na plecach.
Tabitha siedzi w rogu, i wpatruje się we mnie. Powinnam z nią porozmawiać. Martwi się o mnie. No cóż.
- Co się dzieje, Willow? - Moja mama i moja siostra zaczynają jednocześnie, ale kończy tylko mama - Martwimy się. Widze, że coś sie stało. Co wskazał ci test? Nam możesz powiedzieć. - Stwiedziła powoli.
- Mamo. Nie można mówić o wynikach nikomu. Nikomu. Nawet rodzinie. Czy nie pamiętasz? - Pytam
Moja mama jest transferem. Nie jestem pewna z jakiej frakcji. Chyba z altruizmu? Nie dziwie sie jej, że stamtąd odeszła. Wcale jej się nie dziwie, że nie lubi nudnego i poukładanego życia bezinteresownych.
Biorę głęboki oddech. Pasuje do nieustraszoności. Tu jest moja rodzina. Moje miejsce. Wybór powinien być prosty. Dlaczego nie jest? Bo jestem niezgodna. Pasuje do trzech frakcji, nie tylko do jednej. Moja pewność co do tego kim jestem, czego pragnę  i jaki mam cel w życiu legła w gruzach. Może powinnam zostać lekarką? może powinnam jednak zostać w mojej frakcji? Same może... Morze to jest szerokie i głębokie upominam samą siebie w duchu. Muszę podjąć decyzję. I to szybko. Mama patrzy wyczekująco na mnie.
- Nie, mamo. Nic się nie stało. - Odpowiadam na pierwsze pytanie mamy. Czy coś się stało? Nic. Jestem niezgodna i pełna pytań i niepewności. Ale nie mogę ci tego powiedzieć, więc będę siedzieć cicho, żeby Cię nie martwić. - Denerwuje sie tylko. Test również... dał mi w kość.- Chociaż inaczej niż myślicie.
- Och... to pies, prawda? - Zaczyna mama. Tabitha, słońce, dasz nam chwilę prywatności? Idź do Matta.
- Nie jestem dzieckiem, mamo - Stwierdza ostro moja siostra. Nie jest już mała. Nie jest już dzieckiem.
- Chciałabym porozmawiać z twoją siostrą o teście... którego ty nie przeszłaś i nie powinnaś o nim nic wiedzieć aż do szesnastych urodzin. Proszę, zrób to dla mnie - Młoda wychodzi. Tata odkłada gazetę, na jego kolanach spokojnie drzemie sobie nasza ruda kotka, którą tata od czasu do czasu głaszcze.
- Pies wszystkim nieustraszonym daje w kość. Nikt nie lubi ranić. Nawet zwierząt - Chrząka cicho.
Gdyby to było tylko to. - A wiemy, że zawsze lubiłaś psy. Teraz wiesz też, dlaczego my nie. Dochodzi moja godzina. Godzina wyboru. Będę musiała się na coś zdecydować. Żałuję, że nie mam już tej pewności, którą miałam przed zaśnięciem... ale może to jest jednak dobry wybór. Uśmiecham się. Wraca moja pewność siebie i mojego wyboru. Już wiem - i nie pozwolę sobie wmówić, że źle robię. Wyszykowana w czarną suknie z dekoltem i umalowana przez siostrę, wyglądam... hm, no ładnie. I przyciągam uwagę. To na pewno.
Na miejsce ceremonii docieramy pociągiem - tak podróżują nieustraszeni. Wyskakują z niego - na dodatek. Co roku ceremonie przeprowadza inna frakcja. W tym to serdeczność. Ich przywódczyni mówi jakieś mało interesujące rzeczy, recytuje przemówienie. Przyglądam się ostatniemu okręgowi. Ostatni krąg to pięć metalowych mis. Każda z nich jest duża. Umieszczono w nich substancje odpowiadające różnym frakcjom. Szare kamienie symbolizują Altruizm, woda Erudycję, ziemia Serdeczność, rozżarzone węgle Nieustra- szoność, a szkło Prawość. Mam naciąć sobie dłoń i upuścić trochę krwi do wybranej przez siebie misy.
Proste. Ustawiam się i czekam, aż mnie wywołają. Staram się być taka jak zwykle, rozmawiać i śmiać się ze znajomymi z frakcji. Niektórzy z nich odejdą od nas. Nie będą już nieustraszonymi. Czy to będę też ja? Już teraz mam pewność, wiem co chcę zrobić. Wiem czego chce. Gdzie chcę żyć i gdzie chce mieszkać. Spoglądam na swoją rodzinę. Wszyscy wyglądają wspaniale. Uśmiechają się. Czy czuje się wobec nich do czegokolwiek zobowiązana? Mama zmieniła frakcje, ojciec został w tej, w której się urodził. Pierwsze wyczytują Jeyne, która zostaje w nieustraszoności. Potem jakiegoś chłopaka z prawości, który wybiera serdeczność. Potem Chrisa, który zostaje w Nieustraszoności. Cholera - mruczę do siebie. Ale próbuję sie uspokoić.  Następne twarze przewijają się tak szybko, że nie jestem w stanie ich odróżnić. W końcu pada na mnie. Idę spokojnie i odważnie. Odbieram swój nóż. Oddycham. Muszę oddychać. Nienawidzę krwi. Nienawidzę. Zamykam oczy i przesuwam swoją rękę w kierunku wielkiej misy. Podchodzę bliżej. Moja krew pada na rozżarzone węgle. Może jestem niezgodna. Ale jednak - Kocham rodzine. I jestem odważna.

6 komentarzy:

  1. Ja też ubóstwiam "Niezgodną", co zresztą widać po moim Fanficu. :P
    Historia sama w sobie jest ciekawa, ale za szybko pędzisz z akcją. Też tak pędziłam na początku, już w pierwszym rozdziale miałam test, a w następnym ceremonię, ale koleżanka mnie ochrzaniła i zaczęłam od nowa, zdecydowanie zwalniając. I chyba dobrze mi to wyszło, bo zdaje mi się, że teraz się ciekawiej czyta.
    Willow, która zostaje w swojej frakcji głównie dla rodziny to ciekawy pomysł. Ale w jej głowie jest pełno chaosu. Nie chcę cię urazić ani do niczego zmuszać, bo blogowanie to tylko zabawa, ale chciałabym cię prosić byś spróbowała zwolnić. W sensie okrążyć tą twoją historię nitką dłuższej opowieści.
    Życzę powodzenia i weny. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. W sensie tylko początek miał być taki dynamiczny :3 mam w planach właśnie zwolnić, ale taki był zamiar żeby początek był szybki i łatwo się go czytało. Nowicjat będzie długi :) dziękuje za wszystko, szczególnie za rady. Dziękuje i postaram się do nich zastosować :d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co. :)
      W takim razie chętnie zobaczę, jak pójdzie ci z nowicjatem. ;P

      Usuń
  3. Jest za co. Każda rada jest na wagę złota :)
    Mam nadzieję że pójdzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej, naprawde potrafisz pisac opowiadani. <3

    OdpowiedzUsuń