piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział XV


W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć

 do samego końca.

 

Sama nie zauważyłam, jak szybko minął poranek i musieliśmy już udać się do sali treningowej, aby rozpocząć trening walk. Zmrużyłam lekko oczy. Szłam w towarzystwie Felica i Jeyne. Rudowłosy jak to już miał w zwyczaju opowiadał jakiś dowcip, którym nie byłam zbytnio zainteresowana. Wszystko działo się dla mnie jakby przez mgłę, ponieważ byłam zbyt zdenerwowana tym, że mogę być wylosowana do walki z Chrisem. Potrząsnęłam lekko głową. Muszę być silna. Nie ważne kto zostanie mi przydzielony, to pokonam go. Dla mojej rodziny. Gdyby nie oni pewnie zostałabym erudytką, ponieważ mimo że było we mnie coś z altruistki ich spokojne, ułożone życie wydało mi się... nudne. Ale z kolei nieodpowiedzialność nieustraszonych graniczy z głupotą. Ja nie należę nigdzie - stwierdziłam - Jestem sobą. Jestem niezgodna. Tylko co to oznacza... dla mnie?  Tak ogólnoe? Boję się że ktokolwiek może się o tym dowiedzieć - a wtedy umrę. Wyeliminują mnie, ponieważ będę stanowić niebezpieczeństwo dla ich wspaniałego i idealnego systemu. Parsknęłam lekko śmiechem. Przykro mi. Szkoda tylko, że to jest zupełnie nieszczere. Uświadamiam sobie, że Lauren w towarzystwie Erie'a tłumaczy coś, gwałtownie wskazując na tablicę. Spojrzałam. Była podzielona na dwa dni, wyglądała mniej więcej tak, że w pierwszy dzień walczy Jason z Astrid, Faith z Chrisem oraz Grace z Jeyne. No cóż... na następny dzień zaplanowano moją walkę z... o mój boże. Będę walczyć z Felicem. Nie wierzę w to. Nie chcę. Nie zgadzam się. To jakiś głupi dowcip. Błąd... to musi być pomyłka. Z moim przyjacielem, który zawsze wesoło się uśmiecha, nawet teraz puszczając do mnie oczko. Mam nadzieję że żadne z nas nie zrobi sobie krzywdy. Przełykam nerwowo ślinę. Ale ktoś musi wygrać w tej walce. 
- Będzie ciężko - Stwierdziła Jeyne, ponieważ ziściły się jej najgorsze przypuszczenia. Musiała być wysoko notowana przez przywódców naszych instruktorów, skoro została przydzielona do walki z osobą... no, na dosyć wysokim poziomie. Ale Jeyne zawsze miała talent, poza tym jej ojciec świetnie ją wychował. Szczerze mówiąc wierzę, że sobie poradzi. Jestem tego więcej niż pewna... No a ja?
- Musimy sobie poradzić - Mruknęłam - Ale również denerwuje się swoją walką z Felicem...
- Ty również masz ciężko - Stwierdziła - Co innego dołożyć takim debilom jak oni, co innego... przyjacielowi. - Wyraz twarzy Jeyne był nieodgadniony. - Musicie oboje dać z siebie wszystko. I tyle.
- Tsa... to tylko ja mogę mieć takiego pecha - Mruknęłam dosyć pesymistycznie, mrużąc lekko oczy. Dopiero teraz zmusiłam się do ponownego spojrzenia na plan. Poza moją walką jutro odbędzie się walka Scotta z Chrisem. Jestem pewna że sam zaoferował, że chce walczyć dwa razy, skoro jest nas nieparzysta liczba. Sądzę, że to do niego podobne... tak mi się przynajmniej wydaje.
- Co tam, dziewczyny? - Podeszli do nas chłopcy wraz z Astrid i Faith. Felic, jak zwykle niefrasobliwy objął ramieniem Astrid. Na jego twarzy błąkał się uśmiech. Jak on mógł się niczym nie przejmować? Te osoby, które miały walczyć dzisiaj - Jeyne, Astrid i Faith,  - wyglądały na wystraszone i pobladłe a po drugiej stronie sali Chris, Grace i Jason nie wyglądali, jakby się czymkolwiek przejęli. Pierwsza walka miała się odbyć już niebawem, ale uparcie postanowiłam nie przysłuchiwać się instruktorom.
- Lekko zdenerwowane - Uśmiechnęłam się cierpko, co potwierdziła Jeyne. - Kurna, na prawdę nie wyobrażam sobie żebym mogła chociażby spróbować zrobić ci krzywdę. Co z tym robimy?
- Martwmy się tym jutro? Dzisiaj to nie nasze walki, będziemy się tym stresować, kiedy przyjdzie na nas czas. Uspokój się, przecież się nie pozabijamy - Opanowanie Felica było godne podziwu. 
Jako pierwsi do walki mieli stanąć Jason i Astrid. Przegryzłam walkę, na prawdę nie chciałam tego oglądać. Stają na arenie po przeciwnych stronach, mierząc się nienawistym spojrzeniem. Astrid wydaje się przy nim taka drobna! Mam szczerą nadzieję, że sobie poradzi. Chcę w nią wierzyć. 
- Na sam początek - Zaczyna Lauren - Pragnę poinformować,  że każdy z was może w pewnym momencie stwierdzić, że ma dość i odmówić dalszej walki. Poddać się i zostanie to uszanowane. 
Erie wyraźnie nie był z tego zadowolony, bo zmarszczył brwi. Ale się na całe szczęście nie odezwał.
Kiedy walka się rozpoczyna, ta drobna blondyneczka z wiecznym uśmiechem którą znam... zniknęła. Astrid była... nie była sobą. Z przymrużonymi oczami widziałam, jak na sam początek Astrid wali go w szczęke, co spowodowało spore zdziwienie przeciwnika i jego cofnięcie się o pare kroków. a potem szybko uchyla się przed pierwszym jego ciosem. Niestety przed drugim nie zdążyła, i oberwała pięścią w brzuch. Zatoczyła się z bólu, przyjmując kolejny cios. Spojrzałam na Felica, który miał szeroko otwarte oczy i coś szeptał. Niemal widziałam, jak każdy skrawek jego ciała wyrywa się, by jej jakoś pomóc. Sama nie jestem pewna, na jak długo odwróciłam wzrok. Miałam wrażenie, że czas w ogóle przestał istnieć. Po jakimś czasie dotknęłam jego ramienia, uśmiechając się pokrzepiająco. On odpowiedział nieobecnym, niewyraźnym - smutnym - grymasem, który tylko na upartego można było nazwać uśmiechem.  Nie wiem i byłam niemal pewna że zdecydowanie nie chciałam wiedzieć, co się stało na arenie ale kiedy spojrzałam w tamtym kierunku zdenerwowana Asteid, postanowiła podciąć Jasonowi nogi co było świetnym pomysłem. Chłopak przewrócił się, wyraźnie zdziwiony, uderzając głową o ziemie. Astrid z nieukrywaną furią zaczęła go kopać, kiedy złapał ją za kostkę, powodując że również ona się przewróciła. Reszta działa się zbyt gwałtownie, bym cokolwiek zdążyła zauważyć. Astrid gryzła, drapała, kopała i wierzgała. Felic był wyraźnie rozbawiony, kiedy już zauważył że jego dziewczyna jakoś sobie radzi. I widocznie jej się udało, bo po jakimś czasie z trudem podniosła się na nogi, czego Jason nie był w stanie zrobić. Lauren wyraźnie pękała z dumy, że to jej protegowana została pierwszą zwyciężczynią. Na prawdę dzielna dziewczyna. Astrid. Pierwsza zwyciężczyni, pierwszy skoczek... miała w sobie więcej ikry od niejednego faceta i to w niej lubiłam. Zauważyłam, jak z nosa skapuje jej krew, ale ona dziarsko wyciera ją rękawem i uśmiecha się dumnie. Widać, że ledwo stoi na nogach więc Felic, jednym susem przeskakując do blondwłosej pomaga jej do nas dotrzeć.Ja również jestem szczęśliwa, tym bardziej widząc zaciętą, zawiedzioną minę Christophera odprowadzającego wzrokiem swojego 'przyjaciela' do sali szpitalnej. Astrid wspierała się na ramieniu Scotta, ale nie chciała korzystać z pomocy nikogo poza swoim chłopakiem. Rozumiałam ją. Jeyne była blada jak papier, a sposób, w jaki ruszyła powoli na arenę do czekającej na nią Grace przypominał mi skazańca idącego na pewną śmierć. Niedoczekanie... nie wierzyła w siebie, ciekawe dlaczego? 
Warknęła coś cicho do swojej przeciwniczki. Spojrzałam na dziewczyny i skupiłam się na podobieństwach, sama nie wiedząc czemu.  Obie były podobnej postury, i obie miały ciemne włosy. Oczy były zupełnie różne. Podobie jak cera - Jeyne była opalona, śniada - za to Grace trupioblada. Nie byłam pewna, która ma większe szanse na wygraną. I prawdopodobnie, kolejny raz dzisiaj wolałam żyć szczęśliwa w swojej błogiej niewiedzy. Prawda mogłaby być trudna - no cóż, nigdy nie mówiłam że nadaję się do prawości. Szczerze mówiąc to straszna ze mnie kłamczucha. Wydaje mi się jednak, że obie mają równe szanse... i to również odrobinę przeraża. Trzymam jednak kciuki za przyjaciółkę. I nie zawiodłam się, jak mogłam się spodziewać. Stwierdzam to z satysfakcją. Jeyne uchyla się przed ciosem, i uśmiecha się zawadiacko, widocznie czując nagły przypływ pewności siebie... adrenaliny? 
- Musisz być odrobinkę szybka, ślamazaro! - Zaśmiała się, co wyraźnie rozzłościło Grace, ponieważ jej następny cios był silniejszy i lepiej wymierzony. Kolejny podobnie. Zamrugałam parokrotnie... a jeżeli... jednak Jeyne udało się kopnąć Grace w brzuch, co dało podobny efekt do tego, jaki uzyskał Jason uderzając Astrid - dziewczyna zatoczyła się, co dało Jeyne sporo czasu do ataku. I ten moment udało się jej wykorzystać. Uderzyła ją w szczękę pięścią, później trafiając również w jej nos. Miałam nadzieję, że jest złamany. Jestem ciekawa, co pomyśleli by na ten temat moi rodzice. Matt by się wystraszył. Straciłam na chwilę uwagę, i kiedy, kolejny raz mrugając próbowałam ogarnąć sytuację, zrozumieć co się dzieje spostrzegłam, że Grace ciągnie przeciwniczkę za jej długi koński ogon związany z włosów. Jeyne próbowała uderzyć ją łokciem, co dało efekt dopiero po paru próbach. Stałam jak wryta w ziemię... one naprawdę mają wyrównane szanse. Z tym, że Grace nie znała litości. Na całe szczęście Jeyne udało się kolejnym ciosem w brzuch powalić Grace na ziemię, gdzie uderzyła ją w twarz. Była naprawdę dzielna. Zauważyłam Lauren, podchodzącym do przeciwniczek szybkim krokiem.
- Stop! - Wrzasnęła, tak że było ją słychać na całą sale. - Bo się pozabijacie! Uznajmy, że obie wygrałyście. Jest remis czy jak wy to tam nazywacie - Wzruszyła ramionami. Niestety walka Chrisa z Faith to była jedna, wielka klęska biedaczki. Resztę dnia mieliśmy wolną, co wykorzystaliśmy na towarzyszenie Faith w sali szpitalnej, gdzie powoli dochodził do siebie. Na całe szczęście nic poważnego mu się nie stało, był tylko mocno poobijany. Zemścimy się stwierdziłam tylko.

 || TEN ROZDZIAŁ NIE POWSTAŁBY, GDYBY NIE WIKTORIA M., KTÓRA WSPIERAŁA MNIE I ZMOTYWOWAŁA DO TYCH STRASZNYCH (STRASZNYCH BO NIGDY NIE UMIAŁAM ICH PISAĆ I NIGDY MI NIE WYCHODZIŁY) OPISÓW WALK I WGL CAŁEGO ROZDZIAŁU, ORAZ GDYBY NIE POMOC KAMILI S., KTÓRA ZGODZIŁA SIĘ ZBETOWAĆ ROZDZIAŁ. PODZIĘKOWAŁ WAM WSZYSTKIM, BO JESTEŚCIE NAPRAWDĘ KOCHANE. A Z TEGO MIEJSCA PRAGNĘ PODZIĘKOWAĆ JESZCZE KOTU, KTÓRY DZIELNIE SIEDZI MI ZAWSZE NA KOLANACH PODCZAS PISANIA OPOWIADANIA I DODAJE PEWNOŚCI SIEBIE. KOTKU - DOCENIAM TO, ŻE ROZUMIESZ TO ŻE PANI JEST ZAJĘTA I MNIE WSPIERASZ <3 NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU SPODZIEWAJCIE SIĘ NA PRZEŁOMIE STYCZNIA I LUTEGO, A WALENTYNKOWY - 17 - ROZDZIAŁ BĘDZIE CZYMŚ SPECJALNYM. CIAO~ <3


9 komentarzy:

  1. Jak zwykle cudownie :* Szkoda, że nie dałaś mi sprawdzić błędów :c :D Dajesz radę w scenach walki, tylko następnym razem nie wrzucaj na świeżo :D "Jeyne udało się kopnąć Jeyne w brzuch" hmmm, dobra, już nic nie mówię :D <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziękował za dobre chęci. Cóż, zawsze brakowało mi cierpliwości i nigdy na tym dobrze nie wyszłam, zawsze na tym cierpiałam XD trzeba nauczyć się z tym żyć. Dziękuje za wsparcie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma za co :* Zawsze do usług :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest super! Nigdy nie umiem wypowiedzieć się na temat takich fajjjnych blogów! Dzięki za dedykację <3 Ale nic wielkiego nie zrobiłam...
    Powiem, Ci tylko, że czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś i mnie wspierasz, a to nie jest nic! : 3

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie zawiodłam się, epicki rozdział. Trzyma w napięciu i to bardzo. :))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział ;) Bardzo mi się podoba zresztą jak każdy piszesz świetnie a natrafiłam na twojego bloga przypadkiem ale jest świetny ;)

    Zapraszam do mnie ;) http://­­powrotdoprzeslosci.b­l­ogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  8. Słodki kotek ;3 jak ma na imię?

    OdpowiedzUsuń