czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział VIII.


" Kości zostały rzucone -

rozpoczęcie nowicjatu "

- Jak już wiecie albo i może nie, dzisiaj zaczniemy od rzucania nożami. Nauki rzucania nożami. - Mówi Lauren, spokojnie przechadzając się po sali - Czy ktokolwiek kiedykolwiek rzucał już w coś albo kogoś nożem, czy nikt nie wie jak się do tego zabrać? - Pyta pół żartem, pół serio. Słychać niewyraźne pomruki. Czy tylko ja nie miałam okazji porzucać sobie w dzieciństwie nożem rodzeństwo albo coś w tym rodzaju? Też urodziłam się jako nieustraszona. Wzięłam głęboki w oddech, i podeszłam po nóż - co zdążyli zrobić już wszyscy. Stanęłam między Felicem a Astrid, przed swoją małą tarczą. Jak najdalej od Willa i Grace... no i Jasona. Jak najdalej od nich. Byle jak najdalej. Nie zamierzam dać im powodu do drwienia ze mnie.  Lauren opierała się nonszalancko o blat, spokojnie czekając aż zrobimy to co do nas należy - zbierzemy się, weźmiemy każdy swój nóż i staniemy przed celem. Zrozumiałam, że Cztery i Erie tłumaczą to samo transferom. Lauren ogranicza się tylko do krótkiej gatki i szybkiej demonstracji tego, czego od nas oczekuję. Jak ona to robi? Stoi w miejscu, wyprostowuje nogi... w jakiś zabawny sposób układa rękę... i rzuca. Jestem ciekawa, po co to komu? Przyda się nam to na coś? Słyszałam że to jest tylko po to, by straszyć nowicjuszy.  Ściskam mocniej nóż, uspokajam się. No - może niekoniecznie uspokajam się. Przynajmniej jednak próbuję się uspokoić. No cóż. Unoszę brwi. Według tego co powiedziała nasza instruktorka, to powinno być proste. A więc rzucam. Powinno być proste. Marszczę brwi Czemu nie jest? Próbuję jeszcze raz... lepiej, no ale daleko jest mi od perfekcji. Idę po nóż, bo upadł kawał drogi od celu. No trudno... jak to się mówi - do trzech razy jest sztuka - Próbuję kolejny raz - znowu gorzej. I kolejny, i kolejny.  Czuję się załamana. Moja duma - wada, którą nosi każdy nieustraszony - czy tego chce czy nie - została zraniona. Nie jest lepiej, nie jest tak jak powinno być. To.Powinno.Być.Proste. - myśle uparcie. Denerwuję się coraz bardziej, bo w ciągu piętnastu minut rzuciłam zaledwie kilka razy. Will uśmiecha się tylko drwiąco, sądząc że nie zasługuje nawet na pogardę. Widzę to w jego oczach. I to rani. Muszę być lepsza. Przelotnie uświadamiam sobie, że mam w ręku nóż. Śmiertelne narzędzie. I mogłabym spróbować rzucić nim w jego stronę... chociażby niegroźnie. Tak żeby tylko go nastraszyć. Gdy słyszę, jak drwi z Astrid prawie to robię.. ale ona nie daje sobie w kaszę dmuchać. A Felic zażarcie jej broni. Przegryzam wargę, żeby nie zacząć się śmiać z reakcji Chrisa, który bez słowa bierze swój nóż i daje im spokój.  Ruszam się ze swojego miejsca, by podnieść nóż, który mi upadł. Wracam na swoje miejsce, i z niekłamanym zdziwieniem czuje jak coś mnie obejmuje z tyłu, i łapie mnie za nadgarstki, zręcznie i delikatnie nakierowując moje ręce na odpowiednie miejsce, by rzucić  dobrze. Trzeba przyznać, że robi to nad wyraz szybko. Uśmiecham się lekko oraz niepewnie, zastanawiając się kto to...
- Spróbuj tak. - Mówi cicho, prosto do mojego ucha. Czuję, że się czerwienie. Poznaję ten głos. Scott.
- Ochm - Tylko tyle udaje mi się z siebie wydusić. Rzucam zgodnie z jego zaleceniami, i tym razem nóż trafia prosto w cel. Unoszę brwi z uśmiechem. W końcu się udało. Odwracam się nagle i przytulam Scotta.
- Dzięki wielkie. - Mówię cicho, wracając do swojej pracy - Ale wiesz co? Debil z ciebie - Uśmiecham się - Ale debil geniusz. W życiu bym nie wpadła na to, żeby tak ustawić rękę. Faktycznie prościej. - Podsumowuję, ciągle się uśmiechając. Chłopak mruga do mnie, odwzajemnia uśmiech i wraca powoli na swoje miejsce. Moje kolejne noże trafiają już perfekcyjnie w sam środek celu. Śmieję się w duchu. Rozglądam się, jak sobie radzą inni. Jeyne idzie to nie najgorzej - mniej więcej co drugi, trzeci rzut trafia w cel. Scott radzi sobie perfekcyjnie, no tak - to on pokazał mi jak trzymać dłoń, by porządnie rzucić. I objął mnie. A ja go przytuliłam... jak przyjaciela... prawda? Potrząsam delikatnie głową. Po prostu nie chce o tym myśleć. Wyrzucam to z myśli. Po prostu zapomnieć.Staram się zająć czymś innym - obserwuję resztę nowicjuszy -  Z uśmiechem zauważam, że Grace sobie nie radzi, a Lauren ostro ją ruga za styl rzucania. Ale rzednie mi mina, kiedy to samo robi z biednym Felicem, a Willa chwali za celność. No cóż. Pewnie nie można mieć wszystkiego. Faith też nie radzi sobie najlepiej, ale też nie jest najgorzej. Oceniam w milczeniu - jak na razie Scottowi idzie najlepiej, potem Will, a potem ja. Jakby tak liczyć. Astrid mu pomoże. Gdy mija mniej więcej pół godziny, czyli od rozpoczęcia ćwiczenia mija jakaś godzina, wszyscy już trafiamy idealnie w cel. Mamy jakąś godzinkę przerwy a potem kolejna godzinka ćwiczeń. Lauren uśmiecha się z zauważalną satysfakcją. Czy pojęliśmy to szybciej niż inni, między innymi zeszłoroczni nowicjusze że tak się uśmiecha?
 - Świetnie wam poszło... - Zaczyna. Cieszę się, że trafiłyśmy na nią. Erie nie wydaje się być zbyt miłym i sympatycznym facetem... wydaje się przeciwieństwem miłego faceta. Bardzo lubię za to  Lauren. - Więc możecie się rozejść. Za godzinę macie kolejny trening. Pamiętajcie o tym, ok? - Patrzy na nas przenikliwym wzorkiem ,który sprawia, że zamiast uzyskać zamierzony efekt powoduje u nas salwy śmiechu, co nie zachwyca naszej trenerki. Teatralnie przewraca oczami i każe nam sie rozejść. Kiedy przechodzę obok niej, słyszę jak mówi do siebie czy w tym roku udało się Eriemu nikogo nie pociąć... mówiłam - niezbyt miły facet. Wyżywa się na nowicjuszach. Znowu niesamowicie cieszę się, że mamy za trenerkę Lauren, która uśmiecha się pobłażliwie i mówi nam, że mamy pół godzinki przerwy, potem idziemy coś zjeść, a później będzie druga seria rzucania nożami. Nie po raz pierwszy zastanawiam się po co nam to... chcą nas nastraszyć?  Unoszę brwi. W ciągu pół godziny mamy akurat tyle czasu żeby ruszyć się przebrać i pójść chwilę nad jamę pobijać się trochę. Każdy nieustraszony musi nauczyć się kochać jamę... to jakby część nowicjatu. Ta milsza część.Przełykam ślinę na myśl o tej trudniejszej części nowicjatu - walki, i... nie wiadomo co. Pierwszą część znają wszyscy nieustraszeni. Ale drugiej części nie mogą znać osoby, które jej nie przeszły. Nikt nie może się dowiedzieć, co to będzie. Od przemyśleń wyrywa mnie fakt, że moi znajomi zatrzymują się i otwierają drzwi do naszej wspólnej sypialni. Podchodzę do swojej części i bezmyślnie przewalam ubrania, zastanawiając się co będzie ok. W końcu wybieram swoją ulubioną koszulę i jeansy. Zapinam powoli guziki w czarnej koszuli. Przeglądam sie w lustrze i uświadamiam coś sobie. Wyglądam jak nieustraszona... ale.... moja szyja jest jakaś taka... zbyt pusta i  nudna. W uszach mam po kilka kolczyków, oraz jeden w nosie. Ale nie mogę się doczekać swojego pierwszego tatuażu. I już nawet wiem w którym miejscu go wykonam... nieświadomie dotykam wolną dłoniom swojej szyi, wyobrażając sobie czarny znak który każę tam sobie wytatuować. Uśmiecham się. W najbliższym wolnym czasie sprawie sobie tatuaż. Drugą ręką przeczesuję sobie swoje krótkie, fioletowe włosy. Jestem gotowa. Odwracam się, żeby sprawdzić jak inni. Astrid ubrała czarny top i falbaniastą spódnicę, co na Felicu zrobiło ogromne wrażenie.  Rozmawiamy głośno o błahych sprawach, między innymi o tym, co będziemy robić podczas naszego wolnego czasu, który nam jeszcze pozostał.Jestem ciekawa, jak będzie wyglądał nasz nowicjat. I kto z nas odpadnie podczas pierwszego etapu. A później zastanawiam się również, co robi moja rodzina... i Ray. Zastanawiam się, co w tym momencie robi Ray i dlaczego mnie jeszcze nie odwiedził. Skoro może.

2 komentarze: