wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział IX

 

 " Postarajmy się odpocząć, okay? "

 

  Usiadłam wygodniej nad przepaścią jamy, dokładnie między Faith a Astrid, która opierała się na Felicu. Gdy mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Scotta, ten puścił do mnie oczko. Uśmiechnęłam się drwiąco i teatralnie przewróciłam oczami. Pacan. Niesamowity debil. Ale kochany pacan. Naprawdę lubię Scotta. Kiedy dało się temu chłopakowi szansę, poznawało się jego naprawdę ciekawą i miłą osobowość,jego bezkonfliktowy i czuły charakter trzeba było tylko przebić się przez pancerzyk dekadenckiego amanta, flirciarza i podrywacza. Postanowiliśmy usiąść nad jamą - to od zawsze - od kiedy pamiętam było nasze ulubione miejsce odpoczynku. Zawsze jednak siedział z nami tutaj Ray... no cóż, wróci za dziewięć dni. Na dzień odwiedzin. Wtedy się z nim spotkam. Taką przynajmniej mam cichą nadzieję. Wszyscy byliśmy zmęczeni porannym rzucaniem nożami. Zastanawiam się co będziemy robić po tej chwili odpoczynku. Nikt z nas nie jest odprężony. Wszyscy denerwują się rozpoczęciem nowicjatu i życiem ze świadomością, że niektórzy z nas mogą odpaść. Nawet jeżeli przejdziemy przez nowicjat, na samym końcu odpadnie kilka osób. Na początku to my wybraliśmy nieustraszoność, a teraz nieustraszoność musi wybrać spośród nas - to odrobinę ironiczne, nieprawdaż? Rozglądam się po okolicy, jednak nie zauważam godnego uwagi.
- Postarajmy się odpocząć. Wyluzować. Okay? - Stwierdził Felic, bawiąc się jednocześnie włosami Astrid, która opierała się o niego w dość typowy dla par sposób. Scott siedział blisko mnie... zbyt blisko jak na mój gust. Mimo całej sympatii którą czułam do tego chłopaka i mimo tego jak dobrze czułam się w jego towarzystwie... po nowicjacie przyjdzie pora na podejmowanie takich decyzji. Mam miesiąc czasu, w którym muszę być silna. Odważna. Nie mogę dać się wywalić z tej frakcji - nie mogę zrobić tego rodzinie. Wyobrażam sobie załamanie się moich rodziców, oraz rodzeństwa - Tabithy i Matta po tym jak zostałabym bezfrakcyjna. Los gorszy od śmierci. Tak mówiono o losie i o życiu bezfrakcyjnych. Jednego byłam pewna - nie chciałam takiego życia. Poczułam zimny dreszcz, więc przysunęłam się bliżej do Scotta, sama nie pamiętając że przed chwilą pragnęłam się odsunąć. Nie przeszkadzało mu to. Czy ja mu się podobałam? A co ja o nim myślę? Na to wszystko przyjdzie czas po nowicjacie. Będę musiała się zastanowić, co czuję do Scotta... i do Raya.Zdecydowanie muszę przemyśleć sprawę Raya i porozmawiać z nim. Ale. Teraz powinnam skupić się na ukończeniu chociaż pierwszej fazy nowicjatu. To powinien być mój priorytet. Dlaczego tak nie jest? dlaczego myślę o czymś innym? hm.. Została nam jeszcze dłuższa chwila przerwy, Chrisa oraz jego bandy nie było w pobliżu, więc nie będą nam zawracać gitary. Można sie było odprężyć... dlaczego to było takie trudne? byłam cała zestresowana. Bałam się nowicjatu, szczególnie tej części do której nie można się przygotować. Przełknęłam głośno ślinę. Scott spojrzał na mnie. Wyraźnie widać było w jego oczach, że się o mnie martwi. On sam nie czuł strachu, tylko bał się o mnie. Poczułam wyrzuty sumienia.
- Wszystko w porządku, Will? - Zapytał cicho. Skinęłam tylko głową, zwalając wszystko na nerwy i stres. Ale prawda była zupełnie inna. Jeżeli ktokolwiek podczas nowicjatu dowie się, że jestem niezgodna? Mogę przez to umrzeć. Muszę to ukrywać... ale jak? Nienawidzę okłamywać swoich najlepszych przyjaciół, i na dodatek swojej rodziny, ale jeżeli stawką jest moje życie... nie chce narażać jeszcze ich na żadne, ale to żadne niebezpieczeństwo. Jakiekolwiek, chociażby i najmniejsze.Słyszę głośny szum wody, próbuję się na nim skupić. Podciągam kolana na wysokość piersi i oplatam je ramionami. Faith i Jeyne dyskutują o rzucaniu nożami, śmiejąc się i żartując. Astrid co jakiś czas włącza się do ich rozmowy, jej dłoń spleciona jest z dłonią Felica. Chłopcy rozmawiają o błahych sprawach - Scott jest wyraźnie uspokojony moją odpowiedzią. Nieopodal przechadzała się Judie, transfer z serdeczności przechodzi trzymając za ręke chłopaka, który przeniósł się tutaj z altruizmu. Urocza parka.  Dosiadają się dosyć blisko nas. Unoszę brwi, lekko zdziwiona.
Mimo wszystko postanawiam zacząć rozmowę - wiem, że nikt z moich przyjaciół jej nie zacznie, a zupełnie nie znam dziewczyny, która kiedyś należała serdeczności i chłopaka, byłego altruisty - nic o nich nie wiem.
-...Cześć? - Zaczynam niepewnie, uśmiechając się lekko - Willow jestem. O ile dobrze pamiętam to masz na imię Judie? - Uśmiecham się do dziewczyny. Ma na sobie jasno czerwony top, jej jasne włosy związane są w kite. Dziewczyna odwzajemnia uśmiech, kiwając potakująco z głową i informując nas że jej towarzysz ma na imię Gared. Interesujące imię. O ile się znam i pamięć mnie nie myli, to nie jest zbyt altruistyczne imie... szczerze mówiąc niezbyt mam ochotę o tym myśleć. Wytężając wzrok, w oddali widzę Tabithę która rozmawia z grupką swoich przyjaciół. To na pewno ona - jestem tego bardziej niż pewna. Chyba nikt poza Mattem, i mną (oczywiście do czasu, kiedy ich nie przefarbowałam) nie ma tak jasnego odcieniu włosów jak ona. No, przynajmniej nikt w nieustraszoności. A przynajmniej nikogo takiego nigdy nie widziałam. Ona również mnie zauważa i macha entuzjastycznie. Jej towarzysze to ciemnoskóry chłopak, którego widziałam przy niej już wcześniej i to bardzo często... może być od niej o rok starszy? na pewno nie więcej. Ma czarne włosy sięgające do ramion. Czarujący młodzieniec - powiedziała by nam moja mama - uświadamiam sobie. Trzyma Tabithe za ręke... czyżbym dobrze widziała? Wytężam wzrok i teraz jestem tego pewna. Uśmiecham się. Bezgłośnie próbuję przekazać, że porozmawiam z nią w dzień odzwiedzin. Wiem, że mnie zrozumiała. Moja mala siostrzyczka podchodzi bliżej. Ja również ruszam się ze swojego miejsca, by porozmawiać z nią chociaż przez chwilę. Faith kiwa głową ze zrozumieniem. Idę kawałek i teraz jestem w stanie porozmawiać z małą na osobności, przynajmniej na tyle ile zwykle dane jest to w takiej głośnej i porywczej frakcji jak ta. 
- Hej młoda, jak życie? Jak spało się beze mnie? - Uśmiecham się, mierzwiąc jej włosy - Tęskniłaś, co? 
Bo ja takc - myślę. Jezus, to pierwszy dzień a ja już się stęskniłam. Mrugam do niej z uśmiechem. 
- Pusto było - Tabitha mówi bardzo cicho. Jej...przyjaciel stoi kawałek dalej, chcąc dać nam trochę prywatności, o co niewątpliwie został poproszony przez moją małą, kochaną siostrczyczkę. - Tęskniłam. 
- Po pierwszym dniu? To jak przeżyjesz miesiąc? - Śmieje się, próbując ją podnieść na duchu, ale sama w duszy czuję się tak samo jak ona. Wzrusza bezwiednie ramionami i śmieje sie tylko. - A ten chłopak to kto?
- Niran - Wymamrotała, a ja widzę że się czerwieni. Jej... przyjaciel? chłopak? nieważne ma bardzo oryginalne imię. Jego rodzina musiała się sprowadzić tutaj już wieki temu z jakichś dalszych stron - Jego rodzina przeprowadziła się tutaj bardzo dawno temu z jakichśtam dalekich stron. - Lubię go.- Rumieni się, a ja śmieje się z jej reakcji wspominając własną, kiedy pytano mnie o Ray'a.
- No pewnie. Przystojniak z niego  - Mrugam do niej pojednawczo. Chłopak ma skórę o barwie karmelu i roześmiane oczy. - Chociaż nie gustuje w młodszych. - Przyglądam się delikatnej twarzy mojej siostry.
- A ty jak się czujesz? - Zapytała cicho - Słyszałam, że nowicjat u nas jest trudny. Ale poradzisz sobie, prawda? - Patrzy mi prosto w oczy. - Ty m u s i s z dać sobie radę. Matt bez ciebie się załamie. I...ja też.
To było rozczulające. Obiecuje jej, że zrobię co będzie w mojej mocy, a mała kiwa głową. Rozmawiamy jeszcze przez chwilę, lecz tak samo moi przyjaciele jak i jej znajomi patrzą na nas wyczekująco. Czekają.
- Pozdrów rodziców, Matta i... i Raya, jego też. jeżeli go zobaczysz. - Wymieniam z nią krótki uścisk - A teraz leć, gdybym rozmawiała z tobą za długo mogłabym mieć kłopoty. Wiesz, jacy są przywódcy. - Tabitha idzie wolnym krokiem w stronę swojego chłopaka i splata swoje palce z jego, tak samo jak zrobili to moi przyjaciele. Mrugam kilka razy i wracam nad skarpę jamy,by dołączyć do swoich przyjaciół.Uśmiecham się.
- A któż to? Jakiż to przystojniak kręci się wokół Tabithy? - Śmieje się Jeyne, która zna moją siostrę praktycznie od momentu, w którym ta się urodziła - widywała ją, kiedy przychodziła do mnie się bawić. 
- Ma na imię Niran. Ma piętnaście lat. Jest jej chłopakiem - W trzech zdaniach streszczam jej wszystko, co wiem o ciemnoskórym przyjacielu mojej siostrzyczki - I wcześniej nic mi o nim nie mówiła! Policzę się z nią po nowicjacie - Żartuję sobie, a śmiech moich przyjaciół wyraźnie podnosi mnie na duchu i uspokaja.
|| Korzystając z okazji, życzę wam wszystkim kochani spełnienia marzeń, wesołych świąt, rodzinnej i ciepłej wigilii (o ile już jej nie zjedliście, mnie ona dopiero czeka <3 ) niesamowitych prezentów... i czekoladowego ciasta nieustraszonych <3 a i tu mam dla was malutki bonusik :

Jingle Bells
Erie Smells
Take go away!

Triss is silly
Caleb really?
Tobias all the way!
Hey!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz