sobota, 17 maja 2014

Rozdział XX


 " Szczerość jest najlepszym lekarstwem

W każdym wypadku. "

Miałam szczerą nadzieję, że Scott nie będzie sie na mnie gniewał. Nadzieja matką głupich, powiadają...
Kiedy tylko zniknęłam swoim przyjaciołom (i Scottowi, oczywiście) z oczu, uświadomiłam sobie że biegnę. W parę chwil wybiegłam z jadalni.  Miałam się spotkać z Rayem. Czułam się podle, w uszach szumiały mi ostatnie słowa Scotta, które prawie wypluł w moją stronę - "Znajdź nas jak wrócisz od swojego Raya " a ja nawet nie zaprzeczyłam. Żaden z nich nie był mój. Przez moje cholerne niezdecydowanie. Muszę w końcu podjąć jakąś decyzję. Nie chcę ranić w kółko ich obu. Jestem straszna i czuje idiotyczne wyrzuty sumienia.  Przystanęłam na chwile, nagle zdezorientowana. Czarnowłosy chłopak powiedział, żebyśmy zobaczyli się po śniadaniu. Uśmiechnęłam się delikatnie. Nie byłam pewna gdzie mój najbliższy przyjaciel był w tej chwili, lecz nie miałam wątpliwości że szybko go znajdę. On zawsze zwracał na siebie sporo uwagi. Początkowo postanowiłam sprawdzić nad Jamą, lecz nikogo tam nie było - co dla nieustraszonych było dość dziwne, w naszej frakcji niezwykle rzadko gdziekolwiek panowała cisza i spokój. I to było w niej piękne. To w niej kochałam. Postanowiłam pokręcić się trochę po frakcji, w miejscach gdzie on często bywał i lubił w nich bywać ze mną. Nigdzie nie mogłam go znaleźć, co mnie odrobinę niepokoiło. Jestem zmęczona.  Zamrugałam dwukrotnie, i postanowiłam sprawdzić czy chłopak nie czeka na mnie w sypialni nowicjuszy. To dość prawdopodobne, że właśnie tam będzie. Dzielnie ruszyłam przez plątaninę korytarzy, która prowadziła do miejsca, w którym wszyscy spaliśmy. Zwykle nie chodziłam tędy sama, szczerze mówiąc nie pamiętam kiedy tak było ostatnio. Zwykle ktoś mi towarzyszył. Jeśli nie Tabitha, to któryś z moich przyjaciół. Albo Scott. Teraz byłam samotna i czułam się... dziwnie. Zdecydowanie nieswojo. Westchnęłam cicho. Utopiona w myślach nawet nie zwróciłam uwagi, że znalazłam się prawie pod sypialnią, z której dochodziły przyciszone szepty. Ku swojemu zdziwieniu, bez problemu poznałam właściciela pierwszego z nich. Przegryzłam nerwowo wargę, i przeklinając siebie samą w duchu wytężyłam słuch.
- Musimy się już zbierać. Zaraz będą wracać - Stałam dostatecznie blisko drzwi, by usłyszeć rozmowę. Wiedziałam i intuicyjnie czułam, że nie powinnam podsłuchiwać. Jednak... to było silniejsze ode mnie.
- Nie możesz po prostu im powiedzieć, że jesteś tutaj ze mną? - Ten głos wydal mi się zupełnie obcy.
- Dobrze wiesz, że chciałbym. Oni nie zrozumieją. - Otworzyłam szerzej oczy. Jeśli oni rozmawiali...
- To są do cholery twoi przyjaciele. Zrozumieją. Chyba że... wstydzisz się mnie? NAS? - Nie wytrzymałam, i po prostu weszłam do sypialni.Mocno pchnęłam drzwi, zbyt zdezorientowana usłyszaną rozmową.
Tak jak myślałam, to Faith siedział w sypialni. Zagadka jego nieobecności przy posiłku została rozwiązana. A jego towarzysz... nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Obok Faitha, w pozie znacząco wskazującej na coś znacznie głębszego niż przyjaźń siedział chłopak. Był to Azjata o ostrych rysach twarzy,odrobinę dłuższych czarnych włosach i czekoladowych oczach. Ubrany był w luźną szarą koszulę i ciemne spodnie. Ciemnowłosy chłopak miał na nosie okulary. Zamrugałam parokrotnie, unosząc ze zdumieniem brwi. Znałam go może z widzenia, lecz na pewno nie zawarłam z nim żadnej bliższej znajomości. Kim on był?
- Co ty tu robisz? - Zapytał Faith z przerażeniem, momentalnie odskakując od... swojego chłopaka? 
Kątem oka spojrzałam na przybysza o egzotycznej urodzie. Wiedziałam, że fakt, że Faith odruchowo się odsunął musiał być dla niego niczym cios w policzek. Nie dziwiłam mu się zupełnie. Przegryzłam wargę.
- No cóż, szukałam Raya. Ale skoro go tutaj nie ma... - Czułam, że się czerwienie. Czułam się jeszcze gorzej niż przed chwilą. Nie przeszkadzało mi to, z kim jest mój przyjaciel. Bardziej raniło to, że nie zaufał nikomu z nas na tyle, żeby mu się zwierzyć...czy może ktoś z naszych przyjaciół o tym wiedział? Może to mi nie ufał.
- Willow... mogłabyś chwile zaczekać? -  Spojrzałam na szatyna. Miał spuszczony wzrok i spłoszoną minę.
- Mogę ci powiedzieć tyle, że zupełnie mi nie przeszkadza, jeśli wy... jeśli wy jesteście razem.Jest okay.
Postanowiłam prosto z mostu powiedzieć, że wiem - i, przede wszystkim w pełni to akceptuje. Mrugnęłam. Uśmiechnęłam się niewyraźnie. Kiedy weszłam - chłopcy siedzieli bardzo blisko siebie, teraz byli oddaleni.
- Co? Nie. Keita to tylko przyjaciel - Odpowiedział automatycznie - momentalnie Faith i cały poczerwieniał.
- Miło wiedzieć, że dla wszystkich jesteś taki przyjazny. - Prychnął Azjata i nagle wstał. Na jego twarzy widać było zdenerwowanie. Szatyn schował twarz w dłoniach. Uniosłam brwi, krzyżując ręce na piersi.
- Ktoś jeszcze o wie? Dlaczego nam nie powiedziałeś? Przecież wiesz, że nam by to nie przeszkadzało. Oparłam się o drzwi. Szczerze mówiąc, nie do końca wierzyłam w całą sytuacje. To sie nie dzieje...
- Wie jeszcze Ray, ale to był przypadek i wymusiłem na nim obietnicę, że nic wam nie powie. Nie powiedziałem, bo nie pytaliście Nikt się zbytnio mną nie interesował, a ja bałem się waszej reakcji.
- Niesłusznie. - Tym razem ja prychnęłam - Dobrze, już wam nie przeszkadzam. Miło cię poznać, Keita.- Skinęłam lekko głową i uśmiechnęłam się - Porozmawiamy później. Wybaczcie, muszę znaleźć Raya
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam. Musiałam to sobie wszystko poukładać. W ostatniej chwili spojrzałam za siebie,prosto w oczy Faitha - Nie martw się, nic im nie powiem. Możesz ich dalej okłamywać.
Kolejny raz dzisiaj wybiegłam. Dlaczego muszę zachowywać się tak dziecinnie? Faktem jest, że trochę ignorowaliśmy Faitha, ale on zawsze był wycofany i nie lubił, gdy ktoś wtrącał się w jego życie. Po niedługim czasie dosłownie wpadłam na Raya. Gdyby nie pewność z jaką stał, niechybnie przewrócilibyśmy się.
Chłopak wydawał się tym rozbawiony.Mimowolnie  uśmiechnęłam się, lecz zaraz spoważniałam.
- Czy wiesz, że w sypialni nowicjuszy jest... hm, ciekawy gość? - Zapytałam dość  bezpośrednio.
- Wiem o nich od jakichś sześciu miesięcy. - Okłamywał nas aż tak długo - Przeszkadza ci to?
Pokręciłam głową. W żadnym wypadku nie.  Przeszkadzało mi, że Faith nie zaufał nam na tyle, żeby poinformować nas o tym, że ma osobę którą kocha. Jeszcze powiedział, że nie zrozumielibyśmy. Prychnęłam. Jak mógł nawet tak pomyśleć? Tak jak Keita powiedział, byliśmy jego przyjaciółmi i
nie zaczęlibyśmy go ignorować  tylko przez to, że ma chłopaka. Jest cały czas tą samą osobą.
- Możemy się przejść? - Zaproponowałam cicho. Chłopak skinął głową, więc poszliśmy nad jamę. Chwilę spacerowaliśmy bez słowa. Takiej ciszy potrzebowałam, żeby sobie wszystko ułożyć. Westchnęłam.
 - Okay. Możemy iść z nimi porozmawiać? Może wytłumaczę temu idiocie, że reszta go nie zje jak będzie z nimi szczery. - Powiedziałam uparcie, kiedy nagle zauważyłam Faitha idącego w naszą stronę. Był sam.
Poczułam ukłucie żalu. Co jeśli przeze mnie pokłócił się z Keitą? Nie wybaczyłabym sobie tego. Chciałabym, żeby mój przyjaciel był szczęśliwy. Pokręciłam głową. Po szatynie zawsze było widać, że coś go trafi, a nie wydawał się mocno przybity. Raczej skruszony. Uniosłam kąciki warg. Mam nadzieję, że będziemy mogli szczerze porozmawiać. Naprawdę chciałam bliżej poznać Keitę, skoro mojemu przyjacielowi na nim zależało. Myślę, że wspólnie wymyślilibyśmy jak delikatnie przedstawić go reszcie. Obiecałam sobie, że im pomogę i zrobię to. || WIELKI COME OOOUT! JESTEM CIEKAWA, KTO SIĘ TEGO SPODZIEWAŁ XD' WIADOMY WĄTEK JEST Z DEDYKACJA DLA ŁUKASZA, WIEM ŻE TEGO PRAGNIESZ. PRZEPRASZAM WAS NAJMOCNIEJ ZA TO, ŻE DŁUGO NIE PISAŁAM ALE... W SUMIE TO NIE MAM WYTŁUMACZENIA. PO PROSTU WSZYSTKO CO PISAŁAM NADAWAŁO SIĘ DO KOSZA. TO JEST TRAGICZNE, ALE JEDNAK POMYŚLAŁAM ŻE CZAS NAJWYŻSZY COŚ DODAĆ. DZIĘKUJE BARDZO WIKTORII I KAMILI KTÓRE WIEDZIAŁY. ROZDZIAŁ JEST PISANY RÓWNIEŻ Z DEDYKACJĄ DLA NIKOLII, KTÓRA ZAINSPIROWAŁA MNIE I WYSŁAŁA MI PIOSENKĘ, DZIĘKI KTÓREJ WENA WRÓCIŁA, A PISANIE ZNÓW STAŁO SIĘ PRZYJEMNOŚCIĄ. PRZEPRASZAM I DZIĘKUJE WAM ZA WSZYSTKO KOCHANI. A PONIŻEJ WSTAWIAM WAM PIOSENKĘ, KTÓRA BYŁA MOJĄ INSPIRACJĄ. KOCHAM WAS <3



sobota, 1 marca 2014

Rozdział XIX

 

 " Czy można kochać dwóch jednocześnie?

Czuję się podle. " 

 

Nie zdawałam sobie sprawy, kiedy zasnęłam. Płynnie jednak pogrążyłam się w słodkich sennych marzeniach, ale nie śniło mi się nic konkretnego, nic co mogłabym ...lub nic co chciałabym... zapamiętać. Nagle otworzyłam oczy, niepokojąco rozbudzona - wydarta ze snu. Zostałam obudzona nieludzkimi wręcz krzykami i gwałtowną wrzawą.  Zamrugałam parokrotnie, po czym przeczesałam włosy ręką. Podniosłam się do pozycji siedzącej, pochylając lekko głowę. Nie rozumiałam, co się działo. Zdziwiłam się, i nie zastanawiając wiele postanowiłam sprawdzić źródło tego zgiełku. Zmarszczyłam nos i potrząsnęłam głową jednym susem zeskoczyłam z łóżka, po czym w trzech krokach znalazłam się na miejscu, z hukiem otwierając spore drzwi. Zauważyłam, że na prawdę... bałam się tego co mogę zobaczyć. Te krzyki były niepokojąco znajome  Przegryzłam wargę z niedowierzania. Ray i Scott ... najzwyczajniej w świecie się bili. Chociaż to słowo było zbyt delikatne. To nie była tylko i wyłącznie zwykła bójka. To było... to było coś więcej. I zamierzałam się dowiedzieć co.Bałam się, że zrobią sobie coś nawzajem. Dlaczego oni walczyli? Zdawali się mnie nawet nie zauważać. Widać było, że szanse są mocno wyrównane. Stwierdziłam, że muszę jakoś zareagować, inaczej się pozabijają albo jeszcze gorzej. Scott kopnął Raya, kiedy ten drugi złapał go za włosy, ciągnąc je mocno. Scott się wyrywał. Nie wierzyłam własnym oczom. Nie chciałam tego widzieć.  Kolejny raz przegryzłam wargę, po czym zmrużyłam oczy. Splotłam ręce na piersi. Nie dowierzając obserwowałam dwóch najcudowniejszych facetów na świecie, którzy z jakiegoś powodu bili się. Nie mogłam wydusić  z siebie ani jednego słowa. Więzły mi one w gardle, nie zdołałam nic a nic z siebie wydusić ani wyjść z szoku.Zamrugałam parokrotnie. Nie wiedziałam, jak mam zareagować. Oni. Się. Bili. Cóż...
- Ktoś mi wyjaśni co się dzieje? - Mój głos musiał zabrzmieć tragicznie, ale nie przejmowałam sie tym. Ray i Scott spojrzeli na mnie w tej samej sekundzie.Oboje byli w opłakanym stanie, zaczynając od rozciętych warg, przez podbite oczy, kończąc na - jeśli byłam tak wnikliwym obserwatorem, za jakiego się uważałam - złamanych nosach .Pokręciłam głową z niedowierzaniem.Ray tylko uniósł brwi, spoglądając na mnie, Scott za to uniósł lekko wargi w leniwym uśmiechu, lecz zaraz skrzywił się - najwyraźniej z bólu. Jego spojrzenie prześlizgnęło się po moim ubraniu. Och, tak. Byłam ubrana tylko w wytarty podkoszulek, odrobinę (tylko dwa rozmiary!) na mnie za duży, i przykrótkie spodenki. Moje włosy również były w chaotycznym nieładzie. Innymi słowy - wyglądałam strasznie. A samopoczucie - z wielu powodów - miałam naprawdę nie lepsze.
- Ślicznie wyglądasz, Willow - Powiedział Scott jak gdyby nigdy nic z rozbrajającą szczerością. Nie żartował. Jego głos był ciepły, ale wzrok wbity w czarnowłosego chłopaka uderzająco chłodny  - Od rana promieniejesz, wiesz o tym? - Znowu spróbował się uśmiechnąć, co odrobinę mu nie wyszło, no cóż....
- Dlaczego się biliście? - Warknęłam zirytowana. Postanowiłam zignorować ten wątpliwy komplement - Wystraszyliście mnie. Myślałam, że coś wam się stało. - Ray przewrócił oczami, wyraźnie zirytowany.
Faceci...czy ktokolwiek normalny jest w stanie ich zrozumieć?Szczerze mówiąc -wątpiłam w to.Bardzo. Westchnęłam cicho. Czy mogło im pójść... o mnie?! Czy to na prawdę zaszło aż tak daleko? cóż....
- Nikomu nic poważnego się nie stało? - Wzniosłam oczy ku niebu, nie mogąc powstrzymać w sobie altruistycznych zapędów. Kochałam ich, i nie chciałam by działa się im krzywda. Któremukolwiek z nich.
Z satysfakcją stwierdziłam, że uciszyłam i blondyna, i czarnowłosego. Żaden nie pisnął ani słówka, co znaczyło również, że żaden z nich nie skarży się na nic, co wymagało by uwagi mojej lub pielęgniarek.
Ray uśmiechnął się, pocierając delikatnie obolałą szczękę. Podszedł do mnie bliżej, szepcząc cicho.
- Zobaczymy się po śniadaniu, okay? - Mruknął, po czym zaraz zniknął, kuśtykając lekko. Na pewno jest z nim wszystko okay? - Otworzyłam szerzej oczy, rumieniąc się nieznośnie. Pokiwałam powoli głową.
- Wyspałaś się, Mała? - Scott wydawał się wyraźnie odprężony po tym, jak czarnowłosy zniknął.  Zniknęła chłodna pustka z jego oczu. Znowu był moim Scottem. Tym, który ze wszystkiego żartuje i drwi.  Na jego twarzy błąkał się drwiący uśmiech, który zdradzał idealnie całą jego osobowość. Cały świat jest świetnym dowcipem. Cały świat jest dobrym żartem. Kochałam to jego podejście do życia, tą jego lekkomyślność.
- Spoko, Mały - Uśmiechnęłam się wesoło - Ja się ide przebrać, a potem coś zjeść. - Zamknęłam mu drzwi przed nosem. Gdzie poszedł Ray? Dlaczego oni się bili? Co się w ogóle działo i dlaczego? Nic nie rozumiem. Z cichym westchnięciem wybrałam czarną koszulę i czerwone spodnie-rurki. Po dłuższym czasie wygrzebałam jeszcze swoją  szczotkę do włosów, która umożliwiła mi ujarzmienie mojej szopy na głowie, by chociaż minimalnie przypominała ludzkie włosy. Siadając z cichym plaśnięciem na łóżku, ziewnęłam głośno.
Na nogi ubrałam swoje ulubione glany. Mając nadzieje, że wyglądałam normalnie wyszłam z sypialni. Popchnęłam z całą siłą ciężkie drzwi, zauważyłam znudzonego chłopaka, który coś nucił oparty o ścianę.
- Gdzie są wszyscy? - Zapytałam Scotta. Blondyn wzruszył ramionami, tłumacząc że poszli coś zjeść.
Byłam diabelnie ciekawa, o czym on myślał. I gdzie wybył Ray. Poczułam, jak zaburczało mi w brzuchu.
- Chodź coś zjedz, księżniczko - zaśmiał się  Scott - Słyszę, że jesteś głodna. - Złapał mnie za ręke i pociągnął za sobą. Ruszyliśmy szybkim krokiem w stronę jadalni nieustraszonych, a ja byłam zbyt zdziwiona reakcją Scotta żeby zwracać uwagę na drogę. Nawet nie spostrzegłam, aż znaleźliśmy się blisko stolika Jey, Felica i Astrid. Faith gdzieś zniknął. Uśmiechnęłam się, kiedy Scott szepnął mi, że przyniesie coś do jedzenia.
- Cześć. - Ziewnęłam, mówiąc do pozostałej trójki moich przyjaciół - Ktoś wie, gdzie jest Faith?
- Niestety nie - odparła Astrid. Hm, ciekawe gdzie on mógł zniknąć? I to bez słowa? Wzruszyłam ramionami. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, co zdarzyło się rano. Oni naprawdę bili się z mojego powodu? Czułam cholerne wyrzuty sumienia. Gdyby nie moje niezdecydowanie, nie doszło by do tego. Scott przyniósł dwa hamburgery. Jednego z nich położył przede mną, polewając go sosem. Podziękowałam mu.Wzięłam gorącą bułkę w dłonie, i poczułam że jestem naprawdę głodna. Powoli zaczęłam jeść, przysłuchując się rozmowie moich przyjaciół. Czego chciał ode mnie Ray? Na pewno porozmawiać ze mną o nas. Czy w ogóle było jakieś 'nas'? Trudne pytanie. Czy ja bym tego chciała? Zraniłabym wtedy Scotta. A tego nie chciałam. ale zależało mi na Rayu. Nie chciałam ranić kogokolwiek, ale w tym momencie raniłam obu swoim niezdecydowaniem. I nie wiedziałam co z tym zrobić. Chciałam wszystko uporządkować po nowicjacie. Niestety, zauważyłam że los uparcie chce inaczej.Pokręciłam lekko głową.Skończyłam posiłek, i przeprosiłam wszystkich,tłumacząc się że muszę gdzieś iść.Spojrzałam kątem oka na Scotta, który wyglądał na więcej niż tylko lekko urażonego. Poczułam kolejne uczucie wyrzutów sumienia. Wiedział, gdzie idę.
- Pewnie, znajdź nas jak wrócisz od swojego Raya - Ostatnie słowo wręcz wypluł. Spojrzałam na niego przepraszająco. Uśmiechnęłam się niewyraźnie, i wybiegłam z jadalni. Wiedziałam, że nie będzie sie gniewał.
Scott taki nie był. Wybaczy mi. || CZUJĘ SIĘ TRAGICZNIE, BOLI MNIE GARDŁO I ZAMIAST LEŻEĆ SOBIE W ŁÓŻECZKU, TO PISZĘ ROZDZIAŁ. HA, NO CÓŻ. MAM NADZIEJĘ ŻE WAM SIE SPODOBA BO JAK DLA MNIE JEST TRAGICZNY. SAMA NIE WIEM PO CO JA TO PISZĘ SKORO MI SIĘ NIE PODOBA, ALE NO CÓŻ. W KAŻDYM RAZIE TEN ROZDZIAŁ NIE POWSTAŁ BY GDYBY NIE NAJWSPANIALSZE - WIKTORIA, KAMILA I DOROTA. DZIĘKUJE WAM BARDZO BO JESTEŚCIE WSPANIAŁE. SPECJALNE PODZIĘKOWANIA KIERUJĘ RÓWNIEŻ DO BARTKA, KTÓRY NA PRAWDĘ MNIE ZAINSPIROWAŁ. NO CÓŻ - DZIĘKUJE WAM WSZYSTKIM BO JESTEŚCIE WSPANIALI I KOCHANI. JESTEŚCIE I CZYTACIE. PODOBA WAM SIĘ TO - A TO WIĘCEJ NIŻ MOGŁABYM SOBIE WYMARZYĆ.